Od początku mojej pracy w zawodzie refleksologa (od 2007 r.) to właśnie refleksologia twarzy jest najczęściej przeze mnie stosowaną techniką pracy z ciałem. Pokochałem nie tylko jej skuteczność, ale również to jak jest odbierana przez klientów. Trwająca najczęściej ok. 50 min. sesja jest tak przyjemna, że większość osób zasypia już na początku zabiegu. Głęboki relaks pozwala wykorzystać cały arsenał punktów i stref, dzięki którym można oddziaływać na ośrodki w korze mózgowej, nerwy czaszkowe, układy krwionośny, limfatyczny, hormonalny czy meridiany znane z medycyny dalekowschodniej.

Dwie najbardziej znane na świecie terapie neuroodruchowe twarzy opierają się na dokonaniach duńskiej terapeutki Lone Sorensen oraz wietnamskiego lekarza prof. Bui Quoc Chau. Pierwsza z nich to metoda oparta o dotyk (uciski, rotacje, rozcierania punktów i stref odruchowych). Druga wykorzystuje narzędzia (detektory, młoteczki, rolki itd.). Dunka czerpie pełną garścią z medycyny Indian z argentyńskich Andów, z tradycyjnej akupresury Dalekiego Wschodu, a także z dokonań prof. Chau oraz akupunkturzystów: dr. Yamamoto, dr. Bossy’ego czy  dr. Wonga. 

Przez wiele lat współpracowałem z L. Sorensen. Nauczałem jej metody w Polsce. Kursy refleksologii twarzy wzbudzały największe zainteresowanie spośród wszystkich oferowanych przeze mnie szkoleń. Poznałem również metody terapeutyczne prof. Chau i dr. Yamamoto. Prof. Chau zaprosił mnie w 2019 r. do Paryża na uroczysty jubileusz swojej Akademii Dien Chan. Znalazłem się w prestiżowym gronie kilku osób nagrodzonych za promowanie na świecie Metody Cybernetycznej (inna nazwa – Dien Chan).

Doceniam skuteczność pracy narzędziami na twarzy. W swojej praktyce staram się jednak nie używać ich bez wyraźniej potrzeby, a już z pewnością nie u dzieci. Mój zabieg kojarzy się z miłym, życzliwym dotykiem. Usłyszałem kiedyś, że refleksologia twarzy jest „balsamem dla duszy i ciała”. I trudno się z taką opinią nie zgodzić.